Refleksje samotnej duszy po 30-tce.
Początek podróży bez skrupułów

Zdjęcie przedstawia leżące na brązowym stole stare, częściowo zardzewiałe stalówki

Równo rok temu, 4 lipca 2022 roku, wykupiłam hosting, założyłam stronę wykorzystując wszystkie zdobyte na kursie WordPressa umiejętności … i nic. Cyzelowałam każdą literkę pierwszego wpisu, pisałam go do późnych godzin nocnych, a kiedy na drugi dzień usiadłam przeczytać go jeszcze raz i opublikować stwierdziłam, że to bez sensu. Nie był dość dobry? Pewnie był. Ale nie był idealny. W mojej głowie słyszałam, że nie mogę puścić w świat czegoś, co nie jest doskonałe. Potem próbowałam jeszcze parę razy coś napisać, ale nic z tego nie wychodziło. Porzucałam wszystko po kilkunastu zdaniach.

Przez ten rok sporo nad sobą pracowałam. O syndromie oszusta wiedziałam już wcześniej, ale o tym, że to perfekcjonizm może mnie blokować, dowiedziałam się parę miesięcy temu. Niby ja mam być perfekcjonistką? Dobre żarty. Utożsamiałam perfekcjonizm z pedantyzmem, a to ostatnie, co można o mnie powiedzieć.

Przed działaniem blokuje mnie myśl o tym, że to co stworzę nie będzie perfekcyjne. Nie dam rady napisać czegoś, co będzie dość dobre, żeby ktoś inny poza mną to przeczytał. Ktoś wytknie mi błąd: źle przecinki, literówka, nie to słowo. Popełnienie błędu to przestępstwo. Nie jesteś perfekcyjna, nie jesteś idealna. A jeżeli nie jestem w stanie zrobić czegoś idealnie to lepiej nie robić tego wcale. Nie napiszę, nie nagram, nie pójdę, nie zrobię. Zostanę wyśmiana. Moje wielkie sukcesy dla innych są śmiesznie małe.

„Jak ty się ubrałaś?!”. „Przebierz się, wyglądasz jak fleja”. „Przygotowałaś się na 100%? Jeżeli nie to bez sensu jechać na to przesłuchanie”. „Cały czas się mylisz, nie uda ci się”. W mojej głowie zdania krążyły jak mary. Sączyły się i zatruwały umysł. Nigdy nie będę dość dobra, żeby się pokazać. Nigdy nie będę dość dobra, żeby się udało.

Dopiero w tym roku w pełni zrozumiałam zdanie, które już dawno przeczytałam u Pani Swojego Czasu:

Zrobione jest lepsze od doskonałego

Nie chodzi o zrobienie byle jak, na odwal się. Chodzi o zrobienie na miarę swoich możliwości. Na ten moment swojego życia, dzień, godzinę nie napiszę tego lepiej. Odwlekanie, dłubanie milion razy w jednym zdaniu, zmienianie koncepcji – nie pomoże, tylko bardziej utwierdzi mnie w przekonaniu, że nie ma szans. Każdy mierzy swoją miarą. Moja miara jest taka, że jest to wystarczająco dobre.

Ludzie, którzy oczekują od nas doskonałości, sami nie są doskonali.

Ten wpis nie jest doskonały. Ale jest zrobiony. Na miarę moich aktualnych możliwości. Pewnie jutro, za tydzień, miesiąc, rok wprowadzę do niego zmiany. Może coś dopiszę. Ale teraz leci w świat. Na przekór lękom, krytyce, ludziom, którzy pozjadali wszystkie rozumy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *